Parker Finn debiutancki horror, Uśmiech, był znaczący kinowy hit dla Paramount, mimo że w ogóle nie miał grać w teatrach. Film — an niesamowita metafora choroby psychicznej — pierwotnie planowano jako projekt bezpośrednio do przesyłania strumieniowego dla Paramount Plus. Ale publiczność testowa zareagowała tak mocno, że Paramount zdecydował się na szerokie wydanie, a wpływ przerażającego złoczyńcy na widzów był prawdopodobnie silną częścią tej decyzji.
[Ed. note: This story contains a major spoiler for Smile.]
Uśmiech koncentruje się na szpitalnej terapeutce o imieniu Rose (Sosie Bacon), która staje się ostatnią ofiarą pożerającej ból istoty, która może przybrać postać każdego, kogo zna, żywego lub martwego. Przez większość czasu filmu nigdy nie wie, czy dana osoba w pokoju z nią jest przyjacielem, którego oczekuje, czy potworem o znajomej twarzy.
Ale pod koniec filmu stwór dosłownie zdziera maskę, odsłaniając coś czerwonego, surowego i błyszczącego, z całą serią wiszących zębów na twarzy, jeden pod drugim.
„Ciągle chciałem zrobić coś, co wydawałoby się, że jego ujawnienie byłoby przytłaczające i łamiące umysł” – powiedział Finn Polygon w wywiadzie na Austin’s Fantastic Fest, wkrótce po światowej premierze filmu. „Ciągle się do tego skłaniałem – tłumaczyłem wszystkim: „Chcę, żeby było radośnie złe”. Więc to skłania się do uczucia uśmiechu i tego złego szczęścia.”
Finn mówi, że obraz odsłoniętej twarzy stworzenia przyszedł mu „bardzo wcześnie, dokładnie w tej samej klatce” i narysował prymitywną wersję, aby przekazać innym twórcom, aby mieli pewne pojęcie o tym, co było w jego głowie .
„Nie jestem wielkim artystą. Jestem bardzo prymitywny” – mówi. „Ale przekazałem ten rysunek projektantowi koncepcyjnemu, który był w stanie zrobić z nim coś naprawdę wyjątkowego. A potem wzięliśmy to dzieło sztuki i ostatecznie daliśmy je… StudioADI, do Toma Woodruffa Jr. i Aleca Gillisa i ich zespołu. Same w sobie są niesamowitymi artystami i zinterpretowali to na nowo w tym, co robią najlepiej. Efektem końcowym jest ten niesamowity praktyczny efekt, z którego jestem tak dumny.”
Podobnie jak wielu reżyserów horrorów działających w cyfrowej erze filmu, Finn uważał, że szczególnie ważne jest, aby jego potwór stał się fizycznym artefaktem, a nie cyfrową ilustracją.
„Wychowałem się na praktycznych efektach” – mówi. „To jeden z powodów, dla których chciałem zostać filmowcem. Myślę, że gdy coś jest praktyczne, ma po prostu większą wagę. Ma prawdziwą wagę i fizykę, a aktor może wchodzić z nim w interakcję na planie. To robi dużą różnicę. Oczywiście możesz użyć efektów wizualnych jako narzędzia, które pomoże ożywić pewne rzeczy, ale praktyczny charakter sprawia, że jest to realne. I to nie tylko wtedy, gdy fizycznie robisz to w produkcji, ale myślę także dla publiczności.
„O ile nie masz gigantycznego budżetu Marvela, myślę, że ludzie zawsze mogą wywęszyć CGI. Ale miejmy nadzieję, że kiedy dotrą do tego momentu w Uśmiechbędą się pytać, Na co do diabła w ogóle patrzę? Jak to jest możliwe?”
Fizyczne stworzenie było potworem o wysokości 9 stóp, który wymagał wykonawcy w środku i lalkarzy do operowania chudymi kończynami, mówi Finn.
„Muszę ci powiedzieć, kiedy to ustaliliśmy — ten obraz, który narysowałem, który gotował mi się w mózgu tak długo, jak wielkie wyzwanie logistyczne, po prostu Jak to zrobimy? — w końcu być tam i kręcić to było po prostu absolutnie surrealistyczne. Cała ekipa zebrała się wokół, aby przyjrzeć się temu 9-metrowemu potworowi na planie, który robi to, co robi. To było naprawdę wyjątkowe. To jeden z tych momentów uszczypnięcia mnie, Robimy tu prawdziwą magię filmową”.
Finn mówi, że praca z potworem była jego ulubioną częścią kręcenia filmu: „To coś, co będzie ze mną żyć na zawsze”.
Ale sam potwór nie będzie z nim mieszkał — nie jest pewien, dokąd udała się kukiełka po zakończeniu filmu. Bez względu na to, jak bardzo to kochał, nie był zainteresowany próbą zabrania go do domu. Mówi, że StudioADI prawdopodobnie ma go gdzieś w magazynie — co jest równie dobre, biorąc pod uwagę, że transportowanie go do zdjęć przedstawiało wiele praktycznych problemów. „To coś musiało lecieć z Kalifornii do New Jersey”, mówi. „Lubię myśleć, że dostaliśmy bilet pierwszej klasy”.