Guillermo del Toro nie jest pierwszym filmowcem, który się tym zajął Frankensteina i jego archetypowego potwora, deklarując, że podejmie próbę wiernej adaptacji oryginalnego źródła, gotyckiej powieści Mary Shelley z 1818 roku. W 1994 r., po sukcesie Francisa Forda Coppoli Dracula Brama StokeraKenneth Branagh podjął próbę podobnej renowacji Frankenstein Mary Shelleyw którym wciela się w Victora Frankensteina, aroganckiego XVIII-wiecznego lekarza, któremu udaje się ożywić zbiór części ludzkiego ciała. W filmie Branagha, podobnie jak w książce Shelley, Stwór (Robert De Niro) jest erudycyjny i filozoficzny, ale wciąż potworny; De Niro gra go jako żałosnego garbusa z ogromnymi bliznami.
Del Toro, którego wystawne nowe Frankensteina który jest już w kinach, a wkrótce w serwisie Netflix, przyjął zupełnie inne podejście. Uniósł brwi obsadzając 28-letniego australijskiego aktora i certyfikowanego wysokiego drinka wodnego Jacoba Elordiego w roli Stwora. Jednak w połączeniu z inspirującym podejściem do projektu Creature, ryzyko się opłaciło. Elordi to zdecydowanie najlepsza rzecz w filmie.
Zamiast próbować zniekształcić urodę Elordi, del Toro wraz ze swoimi zespołami artystycznymi i wizażystami się na tym opiera. Ich istoty są rzeźbione i w pewnym sensie piękne, z wyraźnymi muskularnymi mięśniami i gładką, marmurowo-białą skórą pokrytą czystymi, zakrzywionymi szwami. Na początku, gdy nadal znajduje się pod opieką Victora Frankensteina (nietrafiony Oscar Isaac), jest bezwłosy i prawie nagi i wygląda jak żywy posąg. Ten wybór sprawdza się dobrze w przypadku ustawienia okresu. Zamiast przedstawiać Stwór jako groteskowy, źle zrodzony eksperyment szaleńca, del Toro przedstawia go jako prawdziwy produkt Wieku Oświecenia: marzenie niebezpiecznie idealistycznego perfekcjonisty.
Pomaga oczywiście fakt, że Elordi jest niezwykle wysoki. Ma 180 cm wzrostu i w skarpetkach jest prawie tak duży jak Boris Karloff, który grał to stworzenie w kultowym filmie Jamesa Whale’a z 1931 r. Frankensteinaw butach na platformie i pełnym potwornym makijażu. (Powieść Shelley opisuje Stwór jako wysoki na 8 stóp.) Elordi świetnie wykorzystuje swój wzrost emocjonalnie, aby zasugerować dystans między nim a innymi postaciami. W hiperrealistycznym mydle dla nastolatków Euforia i jako Elvis Presley w Sofii Coppoli Priscillapojawia się w dominujący, magnetyczny i dwuznacznie groźny sposób.
W Frankensteinagdy jest to wymagane, wprost robi wrażenie – szczególnie w niektórych brutalnych scenach akcji, w których używa się filmowego języka superbohatera, a nie horroru. Ale jest też wzruszająco odległy, sięgając z nadzieją do otaczających go maleńkich ludzi: najpierw Frankensteina w roli Izaaka, potem Mii Goth jako Elizabeth (narzeczona Frankensteina w książce; w tym filmie jest to bardziej skomplikowane), a następnie David Bradley jako niewidomy starzec, który przyjmuje Stwór.
W trakcie filmu Stwór Elordiego ubiera się w Gota, zapuszczając długie, proste włosy i ubierając się w szerokie, postrzępione futra. Ewoluuje także z pozbawionej słów niewinności, którą stworzył, w wrażliwego, posiniaczonego, smutnego chłopca, gotującego się z wściekłości na własne istnienie. Nic z tego tak naprawdę nie czyni go mniej gorącym. To pasuje do del Toro, który uwielbia tragiczne historie miłosne o maltretowanej istocie odkupionej miłością kobiety i przyjmuje niemal Romeo i Julia podejście do relacji pomiędzy Stworzeniem a Elżbietą. Czasami jest to niedorzeczne, ale Elordi prowadzi film z subtelnością i wdziękiem — o wiele bardziej niż Isaac, który za bardzo stara się dorównać wspaniałości oprawy wizualnej i narracji del Toro, w wyniku czego przesadza.
Del Toro Frankensteina jest miejscami krwawy i ekstrawagancko gotycki w swoim wyglądzie, ale w żadnym sensie nie jest to horror. W każdym razie powieść Shelley zawsze była bliższa początkom twardego science fiction lub fikcji spekulatywnej niż horrorowi, a scenariusz del Toro w wystarczający, choć bezpośredni sposób oddaje swoje moralne wątpliwości. (W pewnym momencie ktoś faktycznie mówi: „Ty są potworem!” do Victora Frankensteina.) Ale del Toro jest po prostu sentymentalny i ostatecznie skupia swoją energię – i właściwie dość rozległe zmiany w fabule Shelley – na wzmocnieniu romantycznego melodramatu, tworząc miłosny czworokąt pomiędzy Stworem, Elizabeth, Victorem i młodszym bratem Victora Williamem (Felix Kammerer), który w tej wersji jest narzeczonym Elżbiety.
To wszystko jest bardzo rozległe. Jeśli film nie jest tak poruszający, jak chce reżyser, może to wynikać z tego, że uroczy, pełen emocji potwór Elordi z łatwością przyćmiewa większość ludzkich graczy (z wyjątkiem fantastycznego Bradleya). Ale może to właściwy sposób na aktualizację Mary Shelley na erę sztucznej inteligencji. A co, jeśli nowe życie, które stworzymy w naszej pychie, będzie po prostu… lepsze od nas?
Frankensteina będzie teraz dostępny w limitowanych kinach, a od 7 listopada w serwisie Netflix.