Ciężko się ogląda kłótnie Microsoftu i Sony o Call of Duty


Szczery dyrektor ds. Komunikacji Activision Blizzard, Lulu Cheng Meservey, zdecydował w zeszłym tygodniu, że nadszedł czas, aby zdjąć rękawiczki w bitwie na słowa z Sony nad Microsoft proponował przejęcie jej pracodawcy (jakby rękawiczki były w ogóle nałożone). Na Twitterze, zacytowała bezpośrednio szefa PlayStation, Jima Ryana mówiąc: „Nie chcę nowej umowy Call of Duty. Chcę tylko zablokować twoją fuzję. Meservey powiedział, że Ryan wypowiedział te słowa na spotkaniu 21 lutego między zainteresowanymi stronami umowy a unijnym organem nadzoru antymonopolowego.

To było zarówno szokujące, jak i wcale nie szokujące. To było szokujące, że Meservey był skłonny złamać dżentelmeńską umowę o zachowaniu poufności tego, co zostało powiedziane na spotkaniu. Szokujące było to, że Ryan, jeśli rzeczywiście został zacytowany dokładnie, był skłonny tak bez ogródek przedstawić stanowisko swojej firmy.

Meservey nie jest wiarygodnym świadkiem. Jako starszy dyrektor Activision prawdopodobnie ma duży, osobisty interes finansowy w przeprowadzanej transakcji. Jest także komunikatorem post-Trumpowym, nie boi się wyglądać jak zły facet i dzierżyć tweety jak śmiercionośną broń w imię „uczciwości”. Jako taka jest użytecznym psem atakującym dla Microsoftu, który może zachować atmosferę dżentelmeńskiej szczodrości, którą próbował prezentować podczas swoich sporów z Sony i organami regulacyjnymi, i pozostawić jej pójście tam, gdzie nigdy by się nie odważył.

Ale – i tu jest część, która nie jest szokująca – słowa, które Meservey włożył w usta Ryana, są niczym innym, jak dokładnym opisem stanowiska Sony. Umowa na ochronę miejsca Call of Duty na PlayStation jest na stole od Microsoftu i najwyraźniej jest wystarczająco dobra dla Nintendo i Nvidii. W żadnym momencie Sony nie wykazało zainteresowania negocjacjami w celu uzyskania dalszych ustępstw; chce po prostu wykorzystać swój wpływ na organy regulacyjne, aby powstrzymać transakcję, która znacznie wzmocni jego konkurenta, z wyłącznością lub bez wyłączności. Będzie walczyć zaciekle, aby wyrwać nogi rywalowi i kosztować go pieniądze, jak każda firma na jego pozycji. Naiwnością byłoby sądzić, że Microsoft nie zrobiłby tego samego.

Reklama

Prezes Microsoftu Brad Smith pokazuje kopię umowy, którą, jak twierdzi, zaoferowano Sony na konferencji prasowej w Brukseli
Zdjęcie: Nicolas Peeters/Melting Prod/Microsoft

To wszystko jest, ogólnie rzecz biorąc, wystarczająco uczciwe, zgodnie z regułami gry: To jest kapitalizm! Problem polega na tym, że organy regulacyjne — Komisja Europejska, brytyjski Urząd ds. Konkurencji i Rynków oraz Federalna Komisja Handlu Stanów Zjednoczonych — pozwoliły, aby ich własne interesy polityczne wciągnęły ich, Sony, Microsoft i Activision Blizzard w niestosowny spektakl, który tylko uszczerbek na reputacji wszystkich zainteresowanych, co oznacza marnowanie ogromnej ilości czasu i pieniędzy, i jest aktywnie szkodliwe dla branży gier, którą ma chronić.

Klimat polityczny w USA, Wielkiej Brytanii i UE jest generalnie zgodny z potrzebą ograniczenia ogromnej potęgi gigantów technologicznych Google, Amazon, Apple, Meta i Microsoft. Trudno się z tym nie zgodzić; zrozumiały jest żal, że dopuszczono do zawarcia takich transakcji, jak przejęcie Instagrama i WhatsApp przez Meta (wówczas Facebook). Tak więc Microsoft ma cel na plecach, a ogromna cena 68,7 miliardów dolarów, którą nałożył na Activision Blizzard, nieuchronnie przyciągnęła uwagę organów regulacyjnych.

Ale przypadek, że ta umowa znacznie ograniczy konkurencję w grach, jest słaby i opiera się na bardzo wąskiej koncepcji globalnego przemysłu gier. Tak potężny jak Call of Duty, Warcraft i Zgniatanie cukierków są, nie ma świata, w którym ich nabycie czyni Microsoft jakimkolwiek monopolistycznym zagrożeniem w branży, w której tytani tacy jak Epic Games, Tencent i samo Sony mogą osiągnąć szczyty list przychodów, stosując zupełnie różne strategie na różnych arenach. (Teraz, gdyby Microsoft zdecydował się kupić Epic — twórców dominującego silnika gry, Unreal, a także jednej z najpopularniejszych gier, Fortnite – to mogła być umowa warta zbadania.) Organy regulacyjne tego jednak nie zrozumiały i dlatego pozwoliły się nadmiernie zachwiać argumentami Sony na temat wpływu Call of Duty na rynek konsol, które w najlepszym razie odwracają uwagę z bardziej uzasadnionych obaw, takich jak wczesne prowadzenie Microsoftu w zakresie subskrypcji i gier w chmurze.

Sprawa Sony opiera się na jej własnej koncepcji gier jako biznesu produktowego, gdzie standardowym sposobem działania jest zazdrośnie strzegąca własności intelektualnej. Ale Microsoft już od prawie dekady udowadnia, że ​​inaczej myśli o grach i platformach do gier. Wystarczy spojrzeć na jego obsługę Minecraft; nie było tam żadnych organów regulacyjnych, które mogłyby zmusić Microsoft do zawierania umów prawnych, aby gra była dostępna na PlayStation i Nintendo. A jednak, dziewięć lat później, pozostaje tam, ponieważ w interesie Microsoftu leży utrzymanie go tam. To samo dotyczy Call of Duty, na co zwrócił uwagę szef Valve, Gabe Newell, gdy z przekonaniem odrzucił ofertę Microsoftu dotyczącą 10-letniej umowy na utrzymanie gry na Steamie jako niepotrzebną. Na tym poziomie wartość gry zależy od wielkości publiczności, którą przechwytuje, a nie od jej użyteczności jako przynęty marketingowej na konsolę, która nie jest nawet tak ważna w biznesplanie Microsoftu. Rzeczywiście, Microsoft, pod kierownictwem szefa ds. Gier, Phila Spencera, od lat wali w bęben przyszłości gier niezależnych od platformy i był tym, który prowadził niechętne Sony do inicjatyw, takich jak gra międzyplatformowa na Fortnite i inne gry.

Minecraft Steve stoi na kamiennej półce, gdy słońce zachodzi za nim na fioletowym niebie.

Microsoft zachował Minecraft dostępne na wszystkich platformach bez umów prawnych lub nacisków regulacyjnych, ponieważ leży to w jej interesie
Zdjęcie: Mojang/Microsoft

Ale Sony ma jednotorowy umysł. Być może właśnie to doprowadziło do tego, co, miejmy nadzieję, będzie najniższym punktem tej żałosnej kampanii. W uwagach do brytyjskiego regulatora opublikowanych w zeszłym tygodniu, Sony argumentowało, że Microsoft, gdyby raczył wypuścić Call of Duty na PlayStation, mógłby celowo okaleczyć wersję PlayStation celowymi błędami lub problemami z wydajnością. Oprócz nieodpowiedzialnego podsycania teorii spiskowych wojowników konsoli, to absurdalne twierdzenie jest wyrazem braku szacunku dla twórców Call of Duty, dla całej branży – i, szczerze mówiąc, dla samych organów regulacyjnych, jeśli Sony uważa, że ​​są na tyle łatwowierni, by uwierzyć branży i społeczności gry działają w ten sposób.

Może są; a może Sony naprawdę jest takim paranoikiem. Ale to twierdzenie – że jego konkurent może wyłączyć swój własny produkt na złość – nic nie robi, jeśli nie obnaża słabości własnych argumentów Sony i szkolnego poziomu stosowanej retoryki. Nie chcę usprawiedliwiać Microsoftu współudziału w tym ostatnim: jego wyczyn w Brukseli po spotkaniu 21 lutego, podczas którego Brad Smith machał kopią oferty dla Sony, którą podobno wszędzie ze sobą nosi, to tylko pompatyczna wersja z monitorem w holu tego. Ten cyrk nie robi nikomu w branży gier wideo żadnej przysługi i prawdopodobnie też jest bezcelowy. Organy regulacyjne muszą wiedzieć, że ich argumenty antymonopolowe nie są mocne w tym przypadku, a po wydobyciu pewnych „behawioralnych środków zaradczych” (dziwny termin, który sprawia, że ​​prawnie wiążące umowy biznesowe brzmią jak niegrzeczny krok) od Microsoftu, prawdopodobnie spasują. Zostało już wskazane, że UE jako pierwsza przewróci kostkę domina.

Choć może się to wydawać dziwne, aby kibicować 11-cyfrowemu przejęciu korporacji, prawda jest taka, że ​​​​przejęcie Activision Blizzard przez Microsoft prawdopodobnie byłoby dodatnie dla społeczności graczy. Activision Blizzard to okropnie zarządzana firma, w której bezwzględność zespołu kierowniczego Bobby’ego Koticka miażdży kreatywną siłę roboczą w pył. W szczególności Blizzard wydaje się być bliski całkowitego załamania. Po przerażających rewelacjach tzw Kalifornijski pozew dotyczący kultury „chłopców z bractwa”.studio znajdowało się w delikatnej fazie odbudowy, kiedy pojawiły się wieści o wyciekło szokująco złe spotkanie wszystkich rąk, w której prezes Mike Ybarra zajął bezduszne stanowisko wobec niespokojnych pracowników, co z pewnością zostało przyjęte z góry. Możesz zobaczyć linie błędów w ostatnich wydaniach Blizzarda: źle pomyślane, pobieżne Overwatch 2 i drapieżnej monetyzacji Diablo Nieśmiertelny.

Microsoft nie ma nieskazitelnego rekordu, jeśli chodzi o przejmowanie studiów gier; spójrz na przykład na spartaczone postępowanie z Lionhead, które zakończyło się jego zamknięciem. Ale porozumienie o neutralności pracy podpisany w zeszłym roku ze związkiem Communications Workers of America byłby prawdziwą zmianą morską dla wszystkich pracowników Activision Blizzard, co mogłoby z łatwością wywołać pozytywny efekt halo w całej branży. Ujmując to w inny sposób: czy nie wolałbyś mieć Phila Spencera jako swojego szefa niż Bobby’ego Koticka?

Czas przestać się kłócić i pozować i pozwolić Microsoftowi sfinalizować tę umowę. Ten wybór należy do organów regulacyjnych. Jeśli chcą chronić zdrowie branży i mediów oraz działać w interesie ludzi, którzy tworzą gry wideo i czerpią z nich przyjemność, muszą zatwierdzić umowę, zanim korzyści, jakie może ona przynieść, przeważą nad szkodami wyrządzonymi w robienie tego.





Source link

Advertisment

Więcej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Advertisment

Podobne

Advertisment

Najnowsze

W miarę postępu prac nad sztuczną inteligencją Apple udostępnia nową rodzinę wydajnych modeli językowych typu open source

Przed czerwcowym debiutem iOS 18 na WWDC firma Apple udostępniła rodzinę wielkojęzycznych modeli typu open source. Nazywany OpenELM, Apple opisuje je jako:...

Recenzja: Walka Stellar Blade to prawdziwa gwiazda

Kiedy usiadłem, aby napisać tę recenzję, zobaczyłem to Gwiezdne Ostrze deweloper Shift Up miał oficjalnie ogłoszony że gra będzie „nieocenzurowana” we...

Firma zajmująca się sztuczną inteligencją oszczędza milion dzięki przejściu na współdzieloną pamięć masową Pure FlashBlade

Firma konsultingowa zajmująca się sztuczną inteligencją (AI) z siedzibą w Toronto, Crater, zaoszczędziła około 1,5 miliona dolarów kanadyjskich (885 000 funtów) w czasie...
Advertisment