Guillermo del Toro o powieści Mary Shelley myślał przez całe życie. Opisał Frankensteina jako „kwintesencję książki dla nastolatków”, a jego słynny Bleak House w Los Angeles wypełniony jest wersjami stworzenia z różnych adaptacji filmowych i scenicznych. Naturalnie reżyser sam wyobrażał sobie również przekształcenie tego filmu w film. „Marzę, że mogę dokonać czegoś najwspanialszego Frankensteina kiedykolwiek, ale jeśli ci się uda, to ci się udało” – powiedział dekadę temu. “Nieważne, czy będzie wspaniale, czy nie, udało się. Nie możesz już o tym marzyć. “
Podejście Del Toro Frankensteina nie jest dramatyczną rekonstrukcją klasycznego mitu o potworach. Zamiast tego bada historię przez pryzmat bieżących zainteresowań reżysera: znajdowania piękna w ciemności, skażenia niewinności i nieuniknionego konfliktu między rodzicem a dzieckiem. Następnie ożywia film swoim charakterystycznym wyczuciem stylu i dbałością o szczegóły, zmieniając 200-letnią historię w coś niemal całkowicie własnego.
Trzon historii pozostaje ten sam. Akcja jest opowiedziana z dwóch perspektyw: pierwszą jest Victor Frankenstein (Oscar Isaac), egomaniak mający obsesję na punkcie pokonania śmierci. Pokazuje swoje odkrycia szanowanym lekarzom i naukowcom, ale przeważnie wszyscy uważają jego pokazy teatralne – które obejmują poszarpany tors wrzucony w krótki moment życia – za niepokojące i przerażające. Dzieje się tak do czasu, gdy Victor poznaje Harlandera (Christoph Waltz), bogatego handlarza bronią, który zgadza się sfinansować jego badania nad reanimacją.
Jedną z mocnych stron filmu jest to, jak wyraźnie ilustruje manię Victora. Jego matka, z którą był bardzo blisko, zmarła, gdy był młody, a resztę jego dzieciństwa spędził, wmawiając mu nauk medycznych przez zimnego i zdystansowanego ojca. To połączenie wywołało niezachwiane pragnienie przywracania zmarłych do życia. A dzięki wsparciu Harlandera może się całkowicie na tym skupić. Buduje laboratorium w odległej wieży i ostrożnie przeczesuje kostnice i pola bitew w poszukiwaniu potrzebnych części, badając ciała, jakby wybierał stek u rzeźnika.
Frankensteina zagłębia się w najdrobniejsze szczegóły tego aktu tworzenia, co pomaga ugruntować skądinąd fantastyczną historię. Stworzenie jest na przykład niezwykle wysokie, ponieważ Victor zdał sobie sprawę, że łatwiej będzie pracować na większych częściach ciała. Widzenie całej pracy i przemyśleń włożonych w ten proces oznacza, że nawet jeśli wiesz, co się wydarzy, nadal czujesz się cudownie, gdy Victor naciska przełącznik i poszyty mężczyzna (Jacob Elordi) ożywa.
Sytuacja zmienia się niemal natychmiast po tym, jak stworzenie otworzy oczy. Jak Victor zauważa na początku: „Nigdy nie zastanawiał się, co nastąpi po stworzeniu”. Jest kilka krótkich i delikatnych momentów, w których Victor zachowuje się jak prawdziwy tata, ale jednocześnie trzyma stworzenie przykute łańcuchem w piwnicy. Stworzenie jest silne i ma moc uzdrawiania – wyobraźcie sobie gotyckiego rosomaka – ale jego umysł rozwija się powoli. Przez długi czas jedyne słowo, jakie potrafi wypowiedzieć, to „Victor”. To wkurza Victora w niewiarygodnym stopniu. W końcu zaczyna żałować swojego dzieła i próbuje je zniszczyć, wysadzając laboratorium.
To rozdzierający serce moment, który rzuca nieświadomego giganta w surowy świat. Od tego momentu historia jest oglądana z perspektywy stworzenia; niedługo potem, pomimo jego łagodnego charakteru, świat podobnie go porzuca z powodu jego przerażającego oblicza. Jedną z niewielu rzeczy, które trzymają go przy życiu, jest szwagierka Victora, Elizabeth (Mia Goth), jedyna, która postrzega to stworzenie jako osobę. W końcu stwór – który nie może uciec od ponurego życia przez śmierć ze względu na swoje uzdrawiające moce – poluje na Victora, aby się zemścić.
Poza kilkoma zmianami, generalnie tak jest Frankensteina spada w większości interpretacji. Jest jednak kilka rzeczy, które podkreślają długoletnie podejście del Toro do tej historii. Jednym z nich jest to, jak wyraźnie i mocno nawiązuje do tematu rodzicielskiego. Victor to gówniany ojciec, który tak naprawdę troszczy się o swoje potomstwo tylko w odniesieniu do tego, co z tego będzie miał. Chce, aby stworzenie było inteligentne i imponujące, aby udowodnić ważność jego pracy. Kiedy sprawy nie układają się od razu, wyrzuca stworzenie i rozgrzesza się z całej tej próby. Ten zraniony potwór spędza resztę życia, próbując znaleźć jakiś sens w swoim cierpieniu i – pomimo zrozumiałej wściekłości – nigdy do końca nie rezygnuje z postaci ojca. Sposób, w jaki związek kończy się na końcu, jest zaskakująco wzruszający.
Każdy element filmu jest laserowo skupiony na podkreśleniu tego tematu. Naturalna charyzma Izaaka czyni go idealnym Zwycięzcą. Tymczasem Elordi zabiera cię w prawdziwą emocjonalną podróż, zaczynając od potężnego dziecka o oczach sarnich, aż stopniowo staje się przerażającą, tragiczną bestią. Wygląda też inaczej niż jakiekolwiek wcześniejsze wcielenia potwora – blady mężczyzna pokryty geometrycznymi bliznami, które w jakiś sposób wydają się zarówno prawdopodobne, jak i fantastyczne. Wszystko to współgra z oszałamiającą scenografią, wyszukanymi kostiumami i zapadającymi w pamięć obrazami ze snów, z których znane są filmy del Toro. Nawet trumny wyglądają niesamowicie.
Tworzenie tego filmu mogło zająć trochę czasu, ale podczas oglądania naprawdę widać, jak szybko minął ten czas Frankensteina. Podobnie jak stworzony przez człowieka potwór w centrum historii, film łączy ze sobą różne, ale znajome elementy, tworząc coś, co sprawia wrażenie żywego i nowego.
Frankensteina w wybranych kinach od 17 października, a na Netfliksie od 7 listopada.